Po wczorajszej eksplozji przy ul. Wyszyńskiego mieszkańcy wrócili do swoich domów. Są jednak bez wody, gazu i prądu i trudno określić, kiedy media zostaną włączone.
Czy musiało do tego dojść?
Widać, że mieszkańcy są wzburzeni i rozżaleni. Powtarzają, że do tego musiało dojść. – Mówiliśmy, że stwarzają zagrożenie. I nie stwarzają zagrożenia? Mieli nas za wariatów, jak dzwoniliśmy – mówią mieszkańcy.
Policja podkreśla, że była tutaj sytuacja konfliktowa
– Wszyscy się z nas śmiali, jak mówiliśmy, że to wariatka… Wypuściły gazówkę wyszły sobie – mówią sąsiedzi. Sąsiedzi skarżyli się, że kobiety wszczynały awantury, dochodziło do kłótni, zaczepek i „robienia sobie na złość”, zakłócenia ciszy nocnej. Policja podkreśla, że rzeczywiście dochodziło tutaj do częstych konfliktów. – Była tutaj sytuacja konfliktowa, mielimy dużo zgłoszeń. Na każde zgłoszenie reagowaliśmy. Policjanci przyjeżdżali, sporządzali dokumentację z interwencji. Policję wzywali zarówno sąsiedzi, jak i kobiety – poinformowała nas Małgorzata Stanisławska, rzeczniczka zielonogórskiej policji. Z kolei kobiety, w których mieszkaniu wybuchł pożar, skarżyły się, że są przez sąsiadów prowokowane i nękane.
Czy było to celowe działanie?
Czy wybuch był zaplanowany? O tym nie ma jeszcze mowy. Póki co policja ustala miejsce pobytu kobiet. – Chcemy ustalić miejsce pobytu. Jeśli uda się nam do nich dotrzeć i je przesłuchać, to z pewnością coś to wniesie do prowadzonego postępowania. Na chwilę obecną można nic powiedzieć – wyjaśnia rzeczniczka policji.
Czytaj dalej za reklamą —>
Cud, że nikomu nic się nie stało
Mimo wyraźnego zaniepokojenia powtarzają, że szczęście w nieszczęściu, że nikt nie zginął. – Cud, że nikt nie zginął. Cud, że to się o tej godzinie stało i dzieci nie bawiły się na placu zabaw…W tamtą stronę okna leciały. Teraz sprzątają tam odłamki szkła. A tam dzieci często na bosaka biegają… – załamują ręce. I pytają: czy teraz możemy czuć się bezpiecznie?