Wczoraj dowiedzieliśmy się, że PO wyłoniła spośród swojego grona kandydata na prezydenta. Został nim Sławomir Kotylak. Po tej informacji część radnych, miejskich polityków i zielonogórzan skrytykowało ten wybór zarzucając przede wszystkim, to, że PO wybrała polityka, który nie działał do tej pory dla miasta mimo, że takich w swoim gronie miała. Sugeruje się także, że był to wybór „namaszczony” przez czołowego polityka w partii.
Dlaczego nie człowiek działający dla miasta?
– Dla mnie to jest teatrzyk, zresztą dosyć sprytny, bo w ten sposób PO prowadzi kampanię wyborczą teoretycznie nie prowadząc kampanii, bo przecież teraz jeszcze nie można prowadzić kampanii – powiedział nam Jacek Budziński, radny PiS. Podkreślał, że spośród czwórki kandydatów, których PO firmowało w prawyborach, można było wybrać lepiej. – Uważam, że byli lepsi kandydaci, w zakresie tego, jak działają w mieście. Myślę, że Pabierowski mógłby być lepszym merytorycznie kandydatem i miałby większe szanse na wygraną z Kubickim. Nie mówiąc już o Marku Kamińskim. Markowi trudno odmówić doświadczenia. Bo, po pierwsze, był radnym dwie kadencje i dłużej pracuje w urzędzie marszałkowskim niż Kotylak, a przede wszystkim zna miasto. Marcin Pabierowski jest, co prawda, pierwszą kadencję, ale także prężnie działa i szybko się uczy – tłumaczy Budziński.
Podobnego zdania jest Paweł Wysocki, radny klubu Zielona Razem. – Myślałem, że Marcin jest naturalnym kandydatem, bo jako członek Platformy zrobił bardzo dużo. Pana Kotylaka, z całym szacunkiem, ale nie znam, nie był aktywny i nic do tej pory nie zrobił dla miasta – komentuje Wysocki.
Anonimiowo wypowiedział się dla nas także członek SLD. – Z mojej perspektywy liderem jest Marcin Pabierowski, jest to to osoba, która sprawdziła się wyborczo, bo mieszkańcy wybrali go na radnego. Jest też chyba najbardziej aktywną postacią z PO w tej kadencji i budząca sympatię – skomentował przedstawiciel SLD. Podkreślał także, że frekwencja w prawyborach w PO była znikoma. – Można powiedzieć, że prawie połowa członków PO zignorowała prawie najważniejsze, z lokalnego punktu widzenia, decyzje. To pokazuje poziom zaangażowania członków partii – tłumaczy.
Namaszczony przez „górę”?
Wszyscy nasi rozmówcy podkreślali także, że w kuluarach mówiło się od dawna, że zwycięzcą prawyborów będzie właśnie Kotylak. – Od początku wiedziałam, że pewnie senator Sługocki ma swojego nominata. Ale oczywiście nie uważam, żeby wybory były sfałszowane, absolutnie nie – mówił Budzińśki. To samo twierdzi Wysocki. – Prawda jest taka, że w kuluarach mówiło się, że Kotylak został w pewien sposób namaszczony przez władze wojewódzkie partii. Nie mówię, że wybory zostały sfałszowane, ale daje to do myślenia – tłumaczy Wysocki. A przedstawiciel SLD dodaje: obserwatorzy sceny politycznej przewidzieli wynik tych prawyborów.
Mieszkańcy komentują
Pod naszym artykułem także pojawiło się kilka komentarzy krytykujących taki wybór partii:
– A ten pan, to czym się zasłużył dla Zielonej Góry, bo jakoś go nigdzie nie widać ani nie słychać? Chyba, że wystarczy „bierny, mierny ale wierny” i tym oto sposobem mamy kandydata – komentuje Gal.
– Nic Pan mi nie mówi. Nie rozumiem polityki. Jak można wystawiać na prezydenta kogoś, kto się w ogóle w mieście nie udziela, kogo nie widać. I nagle będą pompować grubą kasę żeby go wypromować. Fakt, że Dudzie się udało. Też go chyba niewiele osób znało i jakoś wygrał. No ale mimo to nie rozumiem. Po co? Nie można zrobić takiej polityki, żeby o to miasto dbać przez kilka kadencji, udzielać się robić coś dla miasta a potem startować na prezydenta? – komentuje nasza Czytelniczka.
– Studiowałem w ZG na UZ i ten pan był asystentem prowadzącym ćwiczenia na moim kierunku. Nie zrobił na mnie wrażenia jako dobry organizator, nie potrafił w ciekawy sposób prowadzić zajęć, często okazywał studentom swoją wyższość. Nie będę na niego głosował – komentuje mag.